REKLAMA

W obozowisku „Komandosa” zabezpieczono niepokojące zapiski. Kto jest ich autorem?

KOMAŃCZA / PODKARPACIE. Jan K. zwany „Komandosem” przez dwa lata buszował po polsko-słowackim pograniczu włamując się do domów i domków letniskowych. Na dodatek po jego zatrzymaniu zabezpieczono zapiski, które całą sprawę stawiają w niepokojącym świetle. Jak to możliwe, że niezidentyfikowany człowiek przez tak długi czas mógł dokonywać włamań, i to z bronią w ręku? Gdzie były służby?

Dorota Mękarska

Mieszkańcy gminy Komańcza od dwóch lat skarżyli się na włamania. Interweniowali też właściciele domków letniskowych, które mężczyzna ograbiał z żywności. Nie tylko o ukradzione artykuły spożywcze im chodziło, ale o straty, które mężczyzna przy okazji robił. Do jednego domu włamał się dewastując przy okazji dwa okna i drzwi. Straty wyceniono na 5 tys. zł, głównie ze względu na zniszczenia.

„Komandosa” wyśledził dron

Jak już pisaliśmy mężczyzna działał wczesnym rankiem i o zmroku. Niektórzy właściciele budynków zastawiali na niego fotopułapki, ale część z nich wykrył i zneutralizował. Nie do końca udało mu się jednak ich uniknąć, gdyż został wreszcie uwieczniony. Jego zdjęcia prezentowaliśmy w naszych materiałach.

Zniecierpliwieni mieszkańcy gminy Komańcza wystąpili do nas o nagłośnienie sprawy. Po materiale na portalu eSanok mężczyzna został zatrzymany w lesie w rejonie Komańczy. Z tego co wiadomo, zlokalizowano go za pomocą drona, który wykrył ognisko. Mężczyzna bytował w bardzo prymitywnym obozowisku, prawdopodobnie z tego powodu, że prowadził koczowniczy tryb życia. Przenosił się z miejsca na miejsce. Spał pod otwartym niebem na otwartej przestrzeni, grzejąc się od ogniska.

Policjanci zaskoczyli go w trakcie snu. Spał tak mocno, że nie usłyszał, iż kilka osób zbliża się do niego. Prawdopodobnie mógł być osłabiony z zimna i głodu. Możliwe, że akcja policji uratowała mu życie, a co najmniej zdrowie.

Treść zapisków zostanie poddana analizie

Po zatrzymaniu „Komandosa”, okazało się, że mężczyzna, który mógł być uważany za dziwaka i outsaidera, w podbramkowej sytuacji mógł być niebezpieczny. Raz, że wiadomo, iż dysponował bronią i to dwiema sztukami, myśliwską i czarnoprochową, dwa, że po zatrzymaniu znaleziono zapiski, prawdopodobnie jego autorstwa. Nie do końca jest jasne, jaki mają one charakter, ale jest to quasi instrukcja na wypadek zagrożenia. Można z niej wysnuć wniosek, że mężczyzna mógł strzelać do ludzi. Jan K. według nieoficjalnych informacji spał z naładowaną bronią.

Grafika poglądowa

Zwróciliśmy się więc z pytaniem do rzecznika Komendy Powiatowej Policji w Sanoku, czy ujawnione zapiski mogą wskazywać, że mężczyzna mógł stanowić zagrożenie? Kom. Monika Hędrzak, rzecznik KPP w Sanoku, potwierdziła, że zabezpieczono taki materiał, ale nie ujawniła charakteru adnotacji.

– Sprawdzamy, czy sporządził je zatrzymany mężczyzna. Ich treść zostanie poddana szczegółowej analizie – czytamy w odpowiedzi.

Nikt nie wziął go na poważnie

Trudno jednak nie zadać pytania, czy służby potraktowały poważnie tę sytuację, trwającą aż 2 lata. Poszkodowani twierdzą, że policja nie reagowała jak należy, a przed incydentem z bronią i kradzieżą drugiej, sprawę bagatelizowała.

– Komandos biegał sobie po lesie, a nikt się tym nie interesował – dziwi się jeden z mieszkańców gminy Komańcza. – Wydaje mi się, że nikt nie wziął go na poważnie. Sytuacja by zapewne inaczej wyglądała, gdyby to działo się w okolicach Ustrzyk Górnych, na bieszczadzkim odcinku granicy.

Ustalony zostanie stan zdrowia podejrzanego

Wszystkie okoliczności ustali Prokuratura Rejonowa w Sanoku, która nie ujawnia jednak jakie ślady i dowody zostały zabezpieczone przy zatrzymanym. Postępowanie jest prowadzone w formie śledztwa, a czynności z udziałem podejrzanego zostały wykonane. Postawiono mu 4 zarzuty dotyczące posiadania broni i kradzieży z włamaniem, ale jak podkreśla Izabela Jurkowska-Hanus, prokurator rejonowy w Sanoku, nie jest wykluczone, że nie zostaną postawione inne zarzuty.

– Wszystkie czynności procesowe, które są wymagane zostaną przeprowadzone, łącznie z tymi, które dotyczą stanu zdrowia podejrzanego – podkreśla pani prokurator.

Trzeba pomyśleć o bezpieczeństwie

Na zdjęciu Roman Bzdyk, wójt gminy Komańcza.

Sprawa „Komandosa” stała się wskazówką dla władz gminy Komańcza, choć taka sytuacja zapewne długo się nie powtórzy, by pomyśleć o bezpieczeństwie. Jest to teren przygraniczny, na którym występują różne zagrożenia. Plagą są kradzieże sprzętu do prac w lesie i paliwa. Teren jest duży, a funkcjonariuszy służb mundurowych mało. Pod uwagę trzeba wziąć również niebezpieczeństwo ze strony zwierząt, które coraz bliżej podchodzą do ludzkich siedzib.

– Wspólnie z takimi instytucjami jak Policja, Lasy Państwowe, Straż Graniczna, PKP, Podkarpacki Zarząd Dróg Wojewódzkich chcielibyśmy opracować mapę zagrożeń, a następnie doprowadzić do objęcia tych newralgicznych punktów monitoringiem – podkreśla Roman Bzdyk, wójt gminy Komańcza.

Jest też pomysł, by wyposażyć jednostkę OSP w drona z termowizją, ale jest to drogi sprzęt, więc zapewne nie uda się go szybko wcielić w życie.

foto: archiwum prywatne (2)


O SPRAWIE INFORMOWALIŚMY W ARTYKUŁACH:

„Komandos” jak Janosik grabi na polsko-słowackim pograniczu. Mierzył bronią do człowieka!

„Komandos” zatrzymany przy pomocy antyterrorystów!

Tutaj „Komandos” ukrywał się przed policją. Wiemy o nim coraz więcej (FOTO)

02-02-2021

Udostępnij ten artykuł znajomym:


Dodaj komentarz

Zaloguj się a:

  • Twój komentarz zostanie wyróżniony,
  • otrzymasz punkty, które będziesz mógł wymienić na nagrody,
  • czytelnicy będa mogli oceniać Twoją wypowiedź (łapki),
lub dodaj zwykły komentarz, który zostanie wyświetlany na końcu strony, bez możliwosci głosowania oraz pisania odpowiedzi.
Dodając komentarz akceptujesz postanowienia regulaminu.

Pokaż więcej komentarzy (0)